Znowu sama :(
21092012
Znowu sama :(
Znów nie wytrzymałam.
Kilka dni ciszy z jego strony i zalała mnie krew...
Znów pisałam,dzwoniłam pytałam itd
Aż nie wytrzymałam i napisałam kilka słów
O dziwo nawet ustosunkował się do moich wypocin i przyznał mi rację :że na mnie nie zasługuje i powinnam znalesc kogos z kim bede szczesliwa,bo on nie jest juz zdolny do zycia w zwiazku.
Przelknelam to postanowilam odpuscic.
Ale tego co dzialo sie ze mna pozniej nie umiem nawet ubrac w slowa.
Kiedy uswiadomilam sobie ze moge go juz wiecej nie zobaczyc wpadlam w histerie.
Caly wczorajszy dzien i noc to czarna rozpacz.Płakałam i ryczałam jak jakas opętana!Przestraszylam sie samej siebie.
Nie moglam myslec,cala sie telepalam a serce walilo mi jak zawałowcowi.I tak co chwile.
Nie wiem czy była to reakcja organizmu na szok jaki sobie zafundowałam,ale balam sie tego co moge zrobic sobie lub komus bo i takie mysli mialam.W glowie mialam tylko jego i tego smsa .Poza tym pustka.Zero logicznego myslenia.Bylam otepiala i nie bylam w stanie ruszyc sie z miejsca przez kilka godzin.Dobrze ze rano pisalam z kolezanke ktora wpadla do mnie i sama przerazila sie na moj widok.Chciala wzywac lekarza.
To co bylo na poprzednim forum to nic w porownaniu z tym jak teraz sie czuje.Dzis jest lepiej,ale wczoraj naprawde chyba zaczynalam tracic zmysły!!!
Nigdy cos takiego mi sie nie przytrafilo.
Przestraszylam sie na tyle ze postanowilam udac sie do profesjonalisty.Kumpelka znalazla mi juz nawet mila pania psycholog.
Mysle ze juz nadszedl czas zeby spojrzec prawdzie w oczy i przyznac ze sama sobie z tym nie poradze.
Moze mam nerwice,moze jakies lęki,nie wiem,ale nie chcę tego.
Chcę znów być pełna sił i móc panować nad sobą.
Dobrze ze moge tutaj wywalac swoje mysli.Ale prawdziwe zycie to nie forum
Kilka dni ciszy z jego strony i zalała mnie krew...
Znów pisałam,dzwoniłam pytałam itd
Aż nie wytrzymałam i napisałam kilka słów
O dziwo nawet ustosunkował się do moich wypocin i przyznał mi rację :że na mnie nie zasługuje i powinnam znalesc kogos z kim bede szczesliwa,bo on nie jest juz zdolny do zycia w zwiazku.
Przelknelam to postanowilam odpuscic.
Ale tego co dzialo sie ze mna pozniej nie umiem nawet ubrac w slowa.
Kiedy uswiadomilam sobie ze moge go juz wiecej nie zobaczyc wpadlam w histerie.
Caly wczorajszy dzien i noc to czarna rozpacz.Płakałam i ryczałam jak jakas opętana!Przestraszylam sie samej siebie.
Nie moglam myslec,cala sie telepalam a serce walilo mi jak zawałowcowi.I tak co chwile.
Nie wiem czy była to reakcja organizmu na szok jaki sobie zafundowałam,ale balam sie tego co moge zrobic sobie lub komus bo i takie mysli mialam.W glowie mialam tylko jego i tego smsa .Poza tym pustka.Zero logicznego myslenia.Bylam otepiala i nie bylam w stanie ruszyc sie z miejsca przez kilka godzin.Dobrze ze rano pisalam z kolezanke ktora wpadla do mnie i sama przerazila sie na moj widok.Chciala wzywac lekarza.
To co bylo na poprzednim forum to nic w porownaniu z tym jak teraz sie czuje.Dzis jest lepiej,ale wczoraj naprawde chyba zaczynalam tracic zmysły!!!
Nigdy cos takiego mi sie nie przytrafilo.
Przestraszylam sie na tyle ze postanowilam udac sie do profesjonalisty.Kumpelka znalazla mi juz nawet mila pania psycholog.
Mysle ze juz nadszedl czas zeby spojrzec prawdzie w oczy i przyznac ze sama sobie z tym nie poradze.
Moze mam nerwice,moze jakies lęki,nie wiem,ale nie chcę tego.
Chcę znów być pełna sił i móc panować nad sobą.
Dobrze ze moge tutaj wywalac swoje mysli.Ale prawdziwe zycie to nie forum
Bellinda- Liczba postów : 200
Join date : 19/04/2012
Age : 36
Znowu sama :( :: Comments
Nie poszłam dzis do szkoły.Ani wczoraj.
Całe szczęście,że mam urlop.Mogę tak sobie siedzieć i nic nie robić.
Tak mi najlepiej.Tak dla odmiany.Nie czuję sie dzis samotna.A wrecz ciesze sie,ze mam swiety spokoj.
Wpadlam wczoraj na książkę,na którą powinnam wpaść juz dawno "Kobiety które kochają za bardzo"
Dobrnęłam do połowy,świetna książka,bardzo mądrej pani psycholożki-terapeutki.Musiałam przerwać,niewygodnie czyta mi sie na tym tablecie,mam odciski na dłoniach Ale napewno łyknę dzisiejszej nocy do końca.
Już po pierwszych słowach które przeczytałam,zrozumiałm ze to książka o mnie.
Jestem kobietą kochającą za bardzo.
Kobietą,która z domu rodzinnego wyniosła złe wzorce.Nawet nie zdawałam sobie sprawy jaki wpływ miało na mnie zycie w domu gdzie byl alkohol,kłótnie,awantury i ciągłe pretensje.I cała masa innych,ważnych i mniej ważnych,złych warunków w których się wychowałam.
Przyznaję autorce 100% racji.
Zawsze staram się za bardzo,winilam
siebie za wszystko.Za każda sytuacje w której M pokazywał mi ,że jestem nic niewarta,że czegos mi brakuje.
Wychodziłam z siebie,starałam się,nadskakiwałam i odgadywałam niewypowiedziane nawet mysli.Tylko po to,żeby choc przez chwile poczuć,że jednak mam jakas wartosc.
Ok,świadomość juz mam i co dalej?
Myslę że wizyta u terapeuty pokaże mi dalszą drogę jaką muszę pokonać,by zrozumieć siebie i wyeliminować te destruktywne zachowania.A może wyczytam to dziś z drugiej połowy "kobiet..."
Jestem na etapie godzenia się z sytuacja w jakiej się znalazłam.Moze nie tyle z sytuacją,co raczej ze swiadomoscią,że nikogo nie zminie na sile,ani tym bardziej nikt nie zmieni siebie jesli sam nie chce.
Zdziwiona jestem tym jak szybko dotarlam do sedna mojego problemu.Moze jednak mam w sobie duze poklady sily
Ale boje sie tego,ze miewam wzloty i upadki.Ze balansuję na krawedzi i wpadam ze skrajnosci w skrajnosc.Podobno analizowanie i szukanie rozwiazania kazdego problemu tez jest problemem.Przeciez jeden czlowiek nie musi byc panem wszystkiego co dzieje sie w jego zyciu.Moze niektore sprawy powinnam zostawiac własnemu biegowi?
Nie potrafie tak.Trace pewnosc siebie kiedy nie wiem co mnie czeka.Jednoczesnie chce zmian i boje sie niewiadomego.
Jakies to niezrozumiale dla mnie samej...
Całe szczęście,że mam urlop.Mogę tak sobie siedzieć i nic nie robić.
Tak mi najlepiej.Tak dla odmiany.Nie czuję sie dzis samotna.A wrecz ciesze sie,ze mam swiety spokoj.
Wpadlam wczoraj na książkę,na którą powinnam wpaść juz dawno "Kobiety które kochają za bardzo"
Dobrnęłam do połowy,świetna książka,bardzo mądrej pani psycholożki-terapeutki.Musiałam przerwać,niewygodnie czyta mi sie na tym tablecie,mam odciski na dłoniach Ale napewno łyknę dzisiejszej nocy do końca.
Już po pierwszych słowach które przeczytałam,zrozumiałm ze to książka o mnie.
Jestem kobietą kochającą za bardzo.
Kobietą,która z domu rodzinnego wyniosła złe wzorce.Nawet nie zdawałam sobie sprawy jaki wpływ miało na mnie zycie w domu gdzie byl alkohol,kłótnie,awantury i ciągłe pretensje.I cała masa innych,ważnych i mniej ważnych,złych warunków w których się wychowałam.
Przyznaję autorce 100% racji.
Zawsze staram się za bardzo,winilam
siebie za wszystko.Za każda sytuacje w której M pokazywał mi ,że jestem nic niewarta,że czegos mi brakuje.
Wychodziłam z siebie,starałam się,nadskakiwałam i odgadywałam niewypowiedziane nawet mysli.Tylko po to,żeby choc przez chwile poczuć,że jednak mam jakas wartosc.
Ok,świadomość juz mam i co dalej?
Myslę że wizyta u terapeuty pokaże mi dalszą drogę jaką muszę pokonać,by zrozumieć siebie i wyeliminować te destruktywne zachowania.A może wyczytam to dziś z drugiej połowy "kobiet..."
Jestem na etapie godzenia się z sytuacja w jakiej się znalazłam.Moze nie tyle z sytuacją,co raczej ze swiadomoscią,że nikogo nie zminie na sile,ani tym bardziej nikt nie zmieni siebie jesli sam nie chce.
Zdziwiona jestem tym jak szybko dotarlam do sedna mojego problemu.Moze jednak mam w sobie duze poklady sily
Ale boje sie tego,ze miewam wzloty i upadki.Ze balansuję na krawedzi i wpadam ze skrajnosci w skrajnosc.Podobno analizowanie i szukanie rozwiazania kazdego problemu tez jest problemem.Przeciez jeden czlowiek nie musi byc panem wszystkiego co dzieje sie w jego zyciu.Moze niektore sprawy powinnam zostawiac własnemu biegowi?
Nie potrafie tak.Trace pewnosc siebie kiedy nie wiem co mnie czeka.Jednoczesnie chce zmian i boje sie niewiadomego.
Jakies to niezrozumiale dla mnie samej...
Witaj Bell,
To co piszesz daje mi duzo do myslenia.Tak sie wlasnie zastanawiam nad jedna rzecza -czy kochanie za bardzo to zla rzecz?mysle ze jest odwrotnie-to brak ludzi kochajacych sprowadza do tego ze czujemy sie żle,ze obwiniamy sie ze to nasza wina bo kochamy za bardzo.Ja mysle ze to wlasnie ci ludzie maja problem ze soba a nie my Bell.
To co piszesz daje mi duzo do myslenia.Tak sie wlasnie zastanawiam nad jedna rzecza -czy kochanie za bardzo to zla rzecz?mysle ze jest odwrotnie-to brak ludzi kochajacych sprowadza do tego ze czujemy sie żle,ze obwiniamy sie ze to nasza wina bo kochamy za bardzo.Ja mysle ze to wlasnie ci ludzie maja problem ze soba a nie my Bell.
Kochać kogoś to piękna sprawa,to cos co daje sens zyciu-moc powiedziec komus ze sie kocha.To piękne móc sie tulic do kogoś,okazywac uczucie gestami,slowami i uczynkami......to co prawdziwe w życiu jest żadkie...i niepopularne bardzo.Bell to nie my mamy problem z tym ale ludzie ktorzy potykaja sie o nasze uczucie ktore im dajemy.Nie dajmy sobie wmowic ze to w nas jest problem bo kochamy.
Bycie samą nie jest takie złe.
Co prawda czasem brak dobrego słowa, przytulenia... a no i może trochę seksu , ale z drugiej strony - jak się jest samą, nie jest się od kogoś zależnym... Można być sobą. Wychodzić, przychodzić, o pozwolenie nie pytać. Odpowiedzialnym jest się również tylko za siebie.
Zależy Ci na nim, ale jak facet to bardziej niezdecydowany chłopiec niż facet, to po co się męczyć. Udowadniać coś. Jak to się mowi - do tanga trzeba dwojga... w życiu to nie może być tylko jeden taniec. Trzeba się starać nieustannie, a nie sezonowo.
Co prawda czasem brak dobrego słowa, przytulenia... a no i może trochę seksu , ale z drugiej strony - jak się jest samą, nie jest się od kogoś zależnym... Można być sobą. Wychodzić, przychodzić, o pozwolenie nie pytać. Odpowiedzialnym jest się również tylko za siebie.
Zależy Ci na nim, ale jak facet to bardziej niezdecydowany chłopiec niż facet, to po co się męczyć. Udowadniać coś. Jak to się mowi - do tanga trzeba dwojga... w życiu to nie może być tylko jeden taniec. Trzeba się starać nieustannie, a nie sezonowo.
Powiem Wam coś,jak ktos nie wie jak okazywac uczucia i je pielegnowac niech zostanie sam ze sobą albo niech sie tego uczy od nas -kobiet ktore za bardzo kochaja,ktore kochaja za dwoch.Manipulacje uczuciami,polowania itp to gra ktora ma krotkie nogi i gra na uczuciach-tego nie powinno byc.....a jak juz to chwyta sie te bron w ostatecznosci,zeby cos ratowac a nie z tego zyc
I właśnie Kora się mylisz.
Myslalam tak jak ty,ze jestem pechowcem,nie mam szczescia.
A chodzi o to,że podswiadomie sama wybieram emocjonalnie niedostepnych facetów,pokrzywionych nałogowców.
Żebym miała kim się zająć,żeby zapełnić pustkę która czuję od wyprowadzki z domu.Staram się znow zapracowac na czyjąś uwagę.
A to nie o to chodzi.Wychowalam się w rodzinie na swoj sposob dysfunkcyjnej,w ktorej gralam okresloną role.
Teraz kiedy mieszkam sama musze stale miec kim sie zajmowac,matrwic sie o kogos,bo z domu wynioslam przeswiadczenie ze tak trzeba.
Sama jeszcze nie do konca to rozumiem,ale mam nadzieje ze dojde do tego
Tobie Kora tez przydałoby się poczytac ta ksiazke...
Myslalam tak jak ty,ze jestem pechowcem,nie mam szczescia.
A chodzi o to,że podswiadomie sama wybieram emocjonalnie niedostepnych facetów,pokrzywionych nałogowców.
Żebym miała kim się zająć,żeby zapełnić pustkę która czuję od wyprowadzki z domu.Staram się znow zapracowac na czyjąś uwagę.
A to nie o to chodzi.Wychowalam się w rodzinie na swoj sposob dysfunkcyjnej,w ktorej gralam okresloną role.
Teraz kiedy mieszkam sama musze stale miec kim sie zajmowac,matrwic sie o kogos,bo z domu wynioslam przeswiadczenie ze tak trzeba.
Sama jeszcze nie do konca to rozumiem,ale mam nadzieje ze dojde do tego
Tobie Kora tez przydałoby się poczytac ta ksiazke...
Bell,ja rozumiem o co Ci chodzi,wiem....ale ja np mam juz gdzies wybieranie facetow-nie szukam milosci,pierdziele to.Co ma byc to będzie
Kora do takiego wniosku tez doszlam.
Na dobra sprawę,po co mi facet?
Hi,jak zachce mi sie kims opiekowac,zawsze moge popiastować siostrzenice
Pan M konsekwentnie milczy.Podobnie jak ja.Nie moge powiedzieć ze mnie nie kusi.
Niejedna walka przede mna.Ciezka walka z sama soba.To dopiero czwarty dzien bez wiadomosci od niego,a ja juz czuje jakby minelo conajmniej kilka tygodni.
Nudzi mi sie samej na tym urlopie,ale co zrobić.Przynajmniej wzielam sie za generalne porzadki,musze jeszcze pomalowac te moje kilka metrow.Moze to jakos pomoze mi zapominac.
Chcialam wyjechac na urlop,z nim.A teraz jak sama? Bez samochodu...
W sobote zaszalalam.
Ok północy wybralam sie sama taksowka do centrum miasta.Wydzwonilam kolege.Posiedzielismy w knajpie,wypilam 2 drinki.Kolega sie zmyl,a ja posiedzialam chwile i poszlam przed siebie.Chodzilam tak moze z godzine bez celu,sama w srodku nocy,dopoki nie zachcialo mi sie spac.I wrocilam do domu okolo 3.
Jakos niczego sie nie balam.Nawet o tym nie myslalam.Bylo mi wszystko jedno.
Dzisiaj mysle ze nie bylo to madre,ale coz...
Na dobra sprawę,po co mi facet?
Hi,jak zachce mi sie kims opiekowac,zawsze moge popiastować siostrzenice
Pan M konsekwentnie milczy.Podobnie jak ja.Nie moge powiedzieć ze mnie nie kusi.
Niejedna walka przede mna.Ciezka walka z sama soba.To dopiero czwarty dzien bez wiadomosci od niego,a ja juz czuje jakby minelo conajmniej kilka tygodni.
Nudzi mi sie samej na tym urlopie,ale co zrobić.Przynajmniej wzielam sie za generalne porzadki,musze jeszcze pomalowac te moje kilka metrow.Moze to jakos pomoze mi zapominac.
Chcialam wyjechac na urlop,z nim.A teraz jak sama? Bez samochodu...
W sobote zaszalalam.
Ok północy wybralam sie sama taksowka do centrum miasta.Wydzwonilam kolege.Posiedzielismy w knajpie,wypilam 2 drinki.Kolega sie zmyl,a ja posiedzialam chwile i poszlam przed siebie.Chodzilam tak moze z godzine bez celu,sama w srodku nocy,dopoki nie zachcialo mi sie spac.I wrocilam do domu okolo 3.
Jakos niczego sie nie balam.Nawet o tym nie myslalam.Bylo mi wszystko jedno.
Dzisiaj mysle ze nie bylo to madre,ale coz...
.... a ja Ci Bell jeszcze jedno napisze,ja wręcz uciekam osd zakochiwania sie i zakochanych facetow:P
jak widze ze jeden mi sie zaczyna podobac to uciekam do poznawania innego albo innych-no tak juz mnie to zasrane zycie nayczylo nie ladowac uczuc w faceta.
jak widze ze jeden mi sie zaczyna podobac to uciekam do poznawania innego albo innych-no tak juz mnie to zasrane zycie nayczylo nie ladowac uczuc w faceta.
zainteresuje sie tylko wtedy powazniej facetem jak mnie w soboty nie bedzie zostawal samotnej w domu -nawet na necie i jak bedzie walczyc o mnie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie Mar 23, 2014 10:37 pm by MarmoladA
» kora sie zakochała
Wto Paź 30, 2012 12:15 am by Kora
» Co tam słychać
Wto Paź 16, 2012 3:31 pm by Kora
» Znowu sama :(
Pon Wrz 24, 2012 4:08 am by Kora
» na zakręcie w tej samej rzece :)
Wto Wrz 18, 2012 9:50 am by Bellinda
» Damy radę! Slim ale nie wieszak;)
Wto Wrz 11, 2012 9:28 am by Kora
» O pupie Mariana...
Wto Wrz 11, 2012 9:19 am by ptasiek
» Zamknięty rozdział.
Pon Cze 11, 2012 11:00 pm by Kora
» Nowy dylemat... :P
Pon Cze 11, 2012 1:42 pm by feniks