This is a Hitskin.com skin preview
Install the skin • Return to the skin page
Nowy dylemat... :P
11062012
Nowy dylemat... :P
Któregoś wieczoru czekałam na kolegów, mieliśmy jechać do klubu właśnie. Nagle słyszę takie wesołe: „Cześć, na mnie czekasz?” podnoszę wzrok i widzę taką ucieszoną japę jakiegoś chłopaka. Mówię, że no niekoniecznie ... Poleciał dalej a ja zostałam i czekałam. Za niedługo wracał tą samą drogą. „No widzisz, a jednak na mnie czekasz!” Zaczęliśmy rozmawiać. Nie mówił czysto po polsku więc zapytałam skąd jest. Gruzin. Zainteresował mnie nie tyle sobą, co raczej tym co powiedział o zwyczajach tam panujących… Pomyślałam, że byłoby o czym pogadać kiedyś przy piwku. I dałam ochoczo numer, zwłaszcza, że już wtedy trzeźwa całkiem nie byłam bo z kumpelą zwiedzałyśmy miejski park wcześniej na browarkowo.
Mniej pozytywnie byłam nastawiona do tej znajomości gdy wytrzeźwiałam… Myślałam po co mi to i takie tam.. A on dzwonił i pytał kiedy się spotkamy, choć nie tak nachalnie, fakt. Ale okazji jakoś nie było, znowu ostro imprezowałam… Aż pewnego wieczoru znowu poleciałam do klubu. Byłam zła, bo kolesie mnie wystawili, wiedziałam , że będę sama, nie wiedziałam czy spotkam kogoś znajomego… Napisałam do Gruzina, co robi. Nic, był w domu. Przykotłował wtedy do mnie z drugiego końca miasta. Wtedy znów sporo wypiłam, trochę dla animuszu… I poleciałam… Jak sobie na drugi dzień przypomniałam, co z nim wtedy robiłam to nie wiedziałam gdzie mam się schować. Nigdy się tak nie zachowywałam. W ogóle w tym okresie to się nie poznawałam po prostu… Zarówno jeśli chodzi o zachowanie, jak i o wygląd… Zmieniłam się bardzo. Podobno na lepsze. Następnego dnia on dzwonił, a ja nie odbierałam, bo się wstydziłam… Ale za którymś razem odebrałam, znajomość jakoś się tam toczyła, spotykaliśmy się trochę. Teraz mogę chyba powiedzieć, że kręcimy ze sobą, nie wspominając już o tym, że on nazywa mnie swoją dziewczyną.
Dylemat polega na tym, że czuję, że muszę tę znajomość zakończyć…
Początkowo zlewałam go, było mi obojętne, czy ta znajomość się rozwinie, czy nie. Dziś uświadomiłam sobie, że panicznie boję się tego, że się zakocham a czuję, że powoli mnie bierze. Boję się, że kiedy się zakocham to ogarnie mnie taki debilizm jak z tamtym gnojem, że stracę całą swoja odporność i będę podatna na jakieś manipulacje…
A czemu ja się tych manipulacji obawiam? Nie wiem, obawiam się i już. Nie umiem zaufać, ciągle mi się wydaje, że on coś ode mnie chce i dlatego chce się spotykać…
Pod pewnymi względami on mi się podoba, nawet imponuje, ale pod innymi… tak mnie czasem wkurza swoim podejściem, że masakra, że jest to dla mnie w ogóle nie do przyjęcia! Powiedział mi kiedyś, na samym początku coś, po czym nie wiem czy będę mogła być kiedykolwiek spokojna… Im się wydaje, że facetowi wolno więcej niż kobiecie! Dziewczyna do ślubu ma być czysta, nie wolno jej tknąć, dopiero mąż po ślubie ma ją wszystkiego nauczyć, to mu też da przekonanie, że pozostanie mu wierna. Nie pytajcie mnie co ma piernik do wiatraka, ja tego nie czaję. No dobra, a facet gdzie się nauczył skoro kobiety są nietykalne a po ślubie nie zdradzają? W instytucji usługowo-rozrywkowej jaką jest burdel! Zatem ma taki dziewczynę, nie tyka jej nic a nic za to posuwa jakąś panienkę w burdelu i to jest ok. Z tego co zrozumiałam jest jakieś ciche przyzwolenie dziewczyn na to no bo chyba logiczne jest że taki młody chłopak bez seksu nie wytrzyma. A po ślubie co? No po ślubie to już tak nie ale jak koledzy powiedzą chodź na panienki to co, nie pójdę? Przecież żona nie będzie wiedziała…
Z drugiej strony czy byłoby lepiej, gdyby tego nie powiedział? Ilu facetów zdradza przecież żony nie mówiąc nic! Polak czy Gruzin, co za różnica… I na odwrót takoż, he he… Pracuję w hotelu robotniczym i jak czasem patrzę, jak stateczni małżonkowie przyprowadzają sobie mniej stateczne panie a potem wpierają, że to kuzynki to na pawia mi się zbiera…
Dla mnie zdrada jak każda inna. I w tym momencie działoby się to samo, co z tamtym pedałkiem. Też mi mówił, żebyśmy żyli normalnie, nawet o zakładaniu rodziny i dzieciach przebąkiwał, idiota. A tego, co robił za moimi plecami to już nie musiałam wiedzieć. Tak samo tu – wszystko ładnie, mąż, tatuś, dzieciaczki a po fajrancie tatuś dla odmiany sobie na dziewczynki skoczy. A ja mam siedzieć w domu i dziecków pilnować a jak mi się chce potańczyć to sobie radio włączyć, a nie do klubu dla gejów latać… I wcale się nie denerwować jak na czas nie wróci do domu, że może jest na kurwach, bo przecież facet to facet, wolno mu…
Kiedy mu to wytknęłam, że mi się to nie podoba, że on na kurwy chodzi zaperzył się i powiedział: „A kiedy ja byłem?!” no skąd mam wiedzieć, przecież mi nie powie… No to jak nie wiem to żebym nie mówiła dopiero jak będę mogła coś powiedzieć bo on teraz nie chodzi… Bo to, że powiedział, że może chodzić to wcale nie znaczy, że będzie to robił. I że on mi to powiedział szczerze, jak to on ujął „z otwartym sercem” a ja to teraz obracam przeciwko niemu. I że przecież wszystko o nim wiem, gdzie mieszka, co robi, co robił w Gruzji… No fakt, dużo mi mówi ale jeśli coś jest dla niego niewygodne to może nie powiedzieć. Trudno mi go wyczuć. W innych przypadkach jeszcze mnie nie oszukał ale wcale nie powiedziane, że nie robi tego w tym przypadku. Co prawda mieszka u nas już 3 lata i twierdzi, że nabiera bardziej polskich zwyczajów, ale sądzę, że całkiem wyplenić się tego nie da…
Nie znam go na tyle by wiedzieć, czy można ufać jego słowom. To, że spotykamy się nawet kilka razy w tygodniu a on nazywa mnie swoją dziewczyną to dla mnie mało. Muszę kogoś naprawdę dobrze poznać by zaufać. A on niestety zaczyna mi się podobać i coś mnie bierze. Było mi o wiele łatwiej, kiedy był mi obojętny i było mi wszystko jedno, czy zadzwoni, czy nie… Mam tez wrażenie, że on nie ufa mi. Był w Polsce z jakimis tam dziewczynami i zdaje się, że tez robiły go w jajo…
Dziś poczułam w pewnym momencie, że ogarnia mnie stan jak wtedy, kiedy byłam z tamtym… Panika, że może coś się dzieje a ja o tym nie wiem, może dzieje, a może nie, może tylko przesadzam ale co, jeśli nie??? Zdradza czy nie… czy to tylko kolega czy nowy pedalski kochaś??? Nic nie wiem, niczego nie jestem pewna, wiem tylko, że zapętlam się mocniej i mocniej i nic z tego nie wynika a ja wariuję…
Mam ochotę uciec z podkulonym ogonem i nie odzywać się więcej bo nie wiem czy dam radę powiedzieć mu wprost, że to koniec spotkań. Ale chciałabym się tez zachować w miarę godnie i powiedzieć tym razem, że to mi nie pasuje.
I wymyśliłam, że skoro nie potrafię teraz w tej chwili mu powiedzieć, że to koniec spotkań (choć wiem, że większość z Was powie, że tak od razu powinnam zrobić) to może choć muszę ograniczyć kontakty, żeby odetchnąć od tych feromonów, żeby się broń Boże nie zakochać… Zająć swoimi sprawami, nie spotykać jakiś czas albo chociaż nie tak często… Łatwiej będzie to wtedy rozważyć na spokojnie , podjąć jakąś decyzję i ewentualnie dyskusję…
Co myślicie?
A póki co biorę się za „Koniec współuzależnienia” bo parę mądrych rzeczy tam babeczka napisała…
Mniej pozytywnie byłam nastawiona do tej znajomości gdy wytrzeźwiałam… Myślałam po co mi to i takie tam.. A on dzwonił i pytał kiedy się spotkamy, choć nie tak nachalnie, fakt. Ale okazji jakoś nie było, znowu ostro imprezowałam… Aż pewnego wieczoru znowu poleciałam do klubu. Byłam zła, bo kolesie mnie wystawili, wiedziałam , że będę sama, nie wiedziałam czy spotkam kogoś znajomego… Napisałam do Gruzina, co robi. Nic, był w domu. Przykotłował wtedy do mnie z drugiego końca miasta. Wtedy znów sporo wypiłam, trochę dla animuszu… I poleciałam… Jak sobie na drugi dzień przypomniałam, co z nim wtedy robiłam to nie wiedziałam gdzie mam się schować. Nigdy się tak nie zachowywałam. W ogóle w tym okresie to się nie poznawałam po prostu… Zarówno jeśli chodzi o zachowanie, jak i o wygląd… Zmieniłam się bardzo. Podobno na lepsze. Następnego dnia on dzwonił, a ja nie odbierałam, bo się wstydziłam… Ale za którymś razem odebrałam, znajomość jakoś się tam toczyła, spotykaliśmy się trochę. Teraz mogę chyba powiedzieć, że kręcimy ze sobą, nie wspominając już o tym, że on nazywa mnie swoją dziewczyną.
Dylemat polega na tym, że czuję, że muszę tę znajomość zakończyć…
Początkowo zlewałam go, było mi obojętne, czy ta znajomość się rozwinie, czy nie. Dziś uświadomiłam sobie, że panicznie boję się tego, że się zakocham a czuję, że powoli mnie bierze. Boję się, że kiedy się zakocham to ogarnie mnie taki debilizm jak z tamtym gnojem, że stracę całą swoja odporność i będę podatna na jakieś manipulacje…
A czemu ja się tych manipulacji obawiam? Nie wiem, obawiam się i już. Nie umiem zaufać, ciągle mi się wydaje, że on coś ode mnie chce i dlatego chce się spotykać…
Pod pewnymi względami on mi się podoba, nawet imponuje, ale pod innymi… tak mnie czasem wkurza swoim podejściem, że masakra, że jest to dla mnie w ogóle nie do przyjęcia! Powiedział mi kiedyś, na samym początku coś, po czym nie wiem czy będę mogła być kiedykolwiek spokojna… Im się wydaje, że facetowi wolno więcej niż kobiecie! Dziewczyna do ślubu ma być czysta, nie wolno jej tknąć, dopiero mąż po ślubie ma ją wszystkiego nauczyć, to mu też da przekonanie, że pozostanie mu wierna. Nie pytajcie mnie co ma piernik do wiatraka, ja tego nie czaję. No dobra, a facet gdzie się nauczył skoro kobiety są nietykalne a po ślubie nie zdradzają? W instytucji usługowo-rozrywkowej jaką jest burdel! Zatem ma taki dziewczynę, nie tyka jej nic a nic za to posuwa jakąś panienkę w burdelu i to jest ok. Z tego co zrozumiałam jest jakieś ciche przyzwolenie dziewczyn na to no bo chyba logiczne jest że taki młody chłopak bez seksu nie wytrzyma. A po ślubie co? No po ślubie to już tak nie ale jak koledzy powiedzą chodź na panienki to co, nie pójdę? Przecież żona nie będzie wiedziała…
Z drugiej strony czy byłoby lepiej, gdyby tego nie powiedział? Ilu facetów zdradza przecież żony nie mówiąc nic! Polak czy Gruzin, co za różnica… I na odwrót takoż, he he… Pracuję w hotelu robotniczym i jak czasem patrzę, jak stateczni małżonkowie przyprowadzają sobie mniej stateczne panie a potem wpierają, że to kuzynki to na pawia mi się zbiera…
Dla mnie zdrada jak każda inna. I w tym momencie działoby się to samo, co z tamtym pedałkiem. Też mi mówił, żebyśmy żyli normalnie, nawet o zakładaniu rodziny i dzieciach przebąkiwał, idiota. A tego, co robił za moimi plecami to już nie musiałam wiedzieć. Tak samo tu – wszystko ładnie, mąż, tatuś, dzieciaczki a po fajrancie tatuś dla odmiany sobie na dziewczynki skoczy. A ja mam siedzieć w domu i dziecków pilnować a jak mi się chce potańczyć to sobie radio włączyć, a nie do klubu dla gejów latać… I wcale się nie denerwować jak na czas nie wróci do domu, że może jest na kurwach, bo przecież facet to facet, wolno mu…
Kiedy mu to wytknęłam, że mi się to nie podoba, że on na kurwy chodzi zaperzył się i powiedział: „A kiedy ja byłem?!” no skąd mam wiedzieć, przecież mi nie powie… No to jak nie wiem to żebym nie mówiła dopiero jak będę mogła coś powiedzieć bo on teraz nie chodzi… Bo to, że powiedział, że może chodzić to wcale nie znaczy, że będzie to robił. I że on mi to powiedział szczerze, jak to on ujął „z otwartym sercem” a ja to teraz obracam przeciwko niemu. I że przecież wszystko o nim wiem, gdzie mieszka, co robi, co robił w Gruzji… No fakt, dużo mi mówi ale jeśli coś jest dla niego niewygodne to może nie powiedzieć. Trudno mi go wyczuć. W innych przypadkach jeszcze mnie nie oszukał ale wcale nie powiedziane, że nie robi tego w tym przypadku. Co prawda mieszka u nas już 3 lata i twierdzi, że nabiera bardziej polskich zwyczajów, ale sądzę, że całkiem wyplenić się tego nie da…
Nie znam go na tyle by wiedzieć, czy można ufać jego słowom. To, że spotykamy się nawet kilka razy w tygodniu a on nazywa mnie swoją dziewczyną to dla mnie mało. Muszę kogoś naprawdę dobrze poznać by zaufać. A on niestety zaczyna mi się podobać i coś mnie bierze. Było mi o wiele łatwiej, kiedy był mi obojętny i było mi wszystko jedno, czy zadzwoni, czy nie… Mam tez wrażenie, że on nie ufa mi. Był w Polsce z jakimis tam dziewczynami i zdaje się, że tez robiły go w jajo…
Dziś poczułam w pewnym momencie, że ogarnia mnie stan jak wtedy, kiedy byłam z tamtym… Panika, że może coś się dzieje a ja o tym nie wiem, może dzieje, a może nie, może tylko przesadzam ale co, jeśli nie??? Zdradza czy nie… czy to tylko kolega czy nowy pedalski kochaś??? Nic nie wiem, niczego nie jestem pewna, wiem tylko, że zapętlam się mocniej i mocniej i nic z tego nie wynika a ja wariuję…
Mam ochotę uciec z podkulonym ogonem i nie odzywać się więcej bo nie wiem czy dam radę powiedzieć mu wprost, że to koniec spotkań. Ale chciałabym się tez zachować w miarę godnie i powiedzieć tym razem, że to mi nie pasuje.
I wymyśliłam, że skoro nie potrafię teraz w tej chwili mu powiedzieć, że to koniec spotkań (choć wiem, że większość z Was powie, że tak od razu powinnam zrobić) to może choć muszę ograniczyć kontakty, żeby odetchnąć od tych feromonów, żeby się broń Boże nie zakochać… Zająć swoimi sprawami, nie spotykać jakiś czas albo chociaż nie tak często… Łatwiej będzie to wtedy rozważyć na spokojnie , podjąć jakąś decyzję i ewentualnie dyskusję…
Co myślicie?
A póki co biorę się za „Koniec współuzależnienia” bo parę mądrych rzeczy tam babeczka napisała…
feniks- Liczba postów : 7
Join date : 07/06/2012
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie Mar 23, 2014 10:37 pm by MarmoladA
» kora sie zakochała
Wto Paź 30, 2012 12:15 am by Kora
» Co tam słychać
Wto Paź 16, 2012 3:31 pm by Kora
» Znowu sama :(
Pon Wrz 24, 2012 4:08 am by Kora
» na zakręcie w tej samej rzece :)
Wto Wrz 18, 2012 9:50 am by Bellinda
» Damy radę! Slim ale nie wieszak;)
Wto Wrz 11, 2012 9:28 am by Kora
» O pupie Mariana...
Wto Wrz 11, 2012 9:19 am by ptasiek
» Zamknięty rozdział.
Pon Cze 11, 2012 11:00 pm by Kora
» Nowy dylemat... :P
Pon Cze 11, 2012 1:42 pm by feniks