Dzwonilem wczoraj do Anity... Przepraszala mnie za tamta akcje, powiedziala ze juz nie koleguje sie wogole z tym murzynem, ze wtedy nie poszla do niego tylko do kuzyna, itd... Powiedzialem czywiscie ze sie nie gniewam, ze ok, bylo minelo - nie ma co roztrzasac. Zreszta, calkiem szczerze to bylo powiedziane, bo ja nie lubie wracac do dawnych spraw i wyciagac, czepiac sie czy co tam jeszcze...
Jednak mimo ze nie wypominam i szybko wybaczam, to i tak zawsze sobie sprawe dobrze sobie przemysle, oraz wyciagne z niej jakies wnioski na przyszlosc... No i wniosek jest jeden... Nie pchac sie na sile na niepewne wody, bo sie mozna zachlysnac.. Ja juz jej nie ufam po prostu i jakos nie czuje potrzeby by to zaufanie odbudowywac. Jest wokol tylko pieknych kobiet, wartosciowych, dla ktorych liczy sie cos wiecej niz tylko pelny portfel, wiec nie ma sensu na sile sie upierac przy tej jednej, ktora zreszta juz raz nawalila...
Powiedzialem jej wiec, ze wszystko w porzadku, nie gniewam sie, ale nie mam czasu w ten weekend sie z nia spotkac... Moze w nastepny... Jak cos mi sie zmieni to zadzwonie...
Ale nie zamierzam sie juz w nic z nia pakowac, chcialbym jej tylko oszczedzic niepotrzebnego poczucia winy, czy tez straty... Zrobie to tak zeby ona stwierdzila ze jestem do niczego i mnie sobie olala...